czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 11

No naprawdę przepraszam was za AŻ TYLE czasu opóźnienia!W każdym bądź razie akcję nieco przyspieszyłam :) Więc nie przeciągając zapraszam na rozdział 11.

*********************************************


Siedziałam w swoim pokoju i przeglądałam rzeczy po rodzicach. Dziś akurat była rocznica ich śmierci... Na samo to wspomnienie do moich oczy napływały łzy. Łzy tęsknoty i miłości, za kimś, kto zawsze był przy mnie i wspierał w trudnych sprawach, pocieszał przy nijakich dniach. W ręku trzymałam nasze wspólne zdjęcie. Dobrze pamiętam gdzie zostało zrobione... To były moje urodziny, byliśmy wtedy u ciotki Mirabel. To ona zrobiła to zdjęcie. Wszyscy się świetnie bawiliśmy, było mnóstwo śmiechu i wszystkiego... To może było i dziwne, ale zawsze urodziny spędzałam z rodziną. Znajomych nigdy nie zapraszałam... No chyba, że wtedy to Dave'a. Teraz ja się zastanawiam jak mogłam z kimś takim żyć... Ale poznałam Logana i resztę. To jest moja nowa rodzina. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem a łza spływająca mi po policzku i skapnęła na zdjęcie. Starłam ją kciukiem, odłożyłam zdjęcie i przeglądałam dalej. Głównie były tu tylko jakieś papiery, więc przeglądałam dalej. Jednak jedno mnie zaciekawiło. Wzięłam kartkę do ręki i zaczęłam czytać uważnie słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Siedziałam patrząc tępo w kartkę i czytając raz jeszcze wszystko od początku. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, czyli ktoś wszedł do środka.
- Rose? Wszystko ok? - zapytał machając mi przed oczami ręką. Jak wyrwana z jakiegoś transu spojrzałam na niego nadal nie wierząc w to co czytałam. - Co się stało? - zapytał ponownie. Chciałam mu wszystko powiedzieć, ale jednak coś mi nie pozwalało. Coś nie chciało, żeby ktoś o tym wiedział. Przełknęłam gulę, która tkwiła w moim gardle i z drżącą dłonią podałam mu kartkę. Czytał i czytał, a jego oczy z każdą przeczytaną linijką stawały się szersze. Spojrzał na mnie, a ja wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Nie wierze, że to prawda. Logan to nie może być prawda! - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Rose... - szatyn przygarnął mnie w swoje ramiona. - Sam w to nie wierzę, ale skoro tak jest tu napisane, to... to na pewno musi być prawda.
- Nie! Nie wierzę w to! Dlaczego by mi nie powiedzieli?! Logan dlaczego?! - odsunęłam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie było tam nic innego po za zmieszaniem i zrozumieniem. Rozumiał dlaczego tak, a nie inaczej reaguje. - Dlaczego? - wyszeptałam.
- Porozmawiaj o tym z nią, a później z nim i dowiesz się prawdy. - powiedział i wyszedł z pokoju. I co ja miałam teraz zrobić? Tak po prostu iść i jakby nigdy nic zapytać? A jeśli to nie prawda i wezmą mnie za kogoś, kto uciekł z psychiatryka? Wzięłam głęboki wdech. Musisz się wziąć w garść Rose. Musisz się dowiedzieć prawdy. Nie poddawaj się, a zawsze dojdziesz do celu. - słowa mojej babci zabrzmiały w mojej głowie. I te słowa mówiły prawdę. Musiałam się wziąć w garść i dojść do celu, którym było dowiedzenie się prawdy. Wypuściłam z siebie powietrze. Wstałam.
- Nie... Ja tego nie zrobię. - powiedziałam i usiadłam z powrotem. - Babciu... Potrzebuję cię bardziej niż sobie tego wyobrażasz... - wyszeptałam. Spuściłam głowę i siedziałam w ciszy.
Chcesz się tak po prostu poddać?
Jakby mnie słyszała... Czułam, jakby siedziała obok mnie.
- Tak babciu. Poddaje się. Nie dam rady... - powiedziałam. Może i to głupio wyglądało, bo inni sądzili by, że gadam sama do siebie, lecz tak na prawdę rozmawiam. Rozmawiam z tymi których już nie ma, lecz wciąż mi pomagają i są razem ze mną.
Gdzie się podziała moja Rose? Ta, która nie potrafiła wysiedzieć jednej minuty spokojnie, by nie odkryć prawdy? Gdzie ona jest?
- Nie ma jej. Zniknęła. Po tym wszystkim. Tak po prostu. - tak. Kiedyś potrafiłam siedzieć dniami i nocami, by tylko odkryć coś, co chciałam bardzo wiedzieć. Właśnie. Coś, co chciałam wiedzieć. A czy chce wiedzieć, że to jest prawda? Nie wiem.
Odnajdź ją w sobie. Wiem, że tam jest. Ona nigdy nie zginie. Musisz po prostu odnaleźć siebie skarbie.
- Jak ? - zapytałam. - Nie potrafię...
Uwierz, nie poddawaj się, a dojdziesz do celu.
Chciałam tak bardzo się teraz do niej przytulić i wypłakać w ramię, tak jak za dawnych czasów. Brakuje mi tego wszystkiego. Dlaczego tak ważne dla mnie osoby zawsze odchodzą? Dlaczego nie ja, tylko oni. Wstałam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z nią jakieś czarne ciuchy i poszłam się przebrać. Po wszystkim zeszłam na dół. Śmiechów w salonie mało nie było, ale jednego śmiechu mi brakowało. Tego melodyjnego i kochanego śmiechu Logana. Niezauważona poszłam do przedpokoju i założyłam swój płaszczyk, buty i wyszłam. Skierowałam się na cmentarz, oczywiście i po drodze kupiłam kilka zniczy. Kiedy byłam na miejscu, to zapaliłam je i postawiłam, a sama usiadłam na ławeczce przed. Siedziałam i myślałam o tym wszystkim...

*************************************************

No i jest 11 :) Na prawdę bardzo przepraszam za tą DŁUGĄ przerwę...
Jak myślicie, czego takiego dowiedziała się Rose?
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za 5000+ wejść!!!
Liczę na wasze komentarze i do next :)

czwartek, 3 stycznia 2013

Info

Boziu kochani !! Przepraszam najmocniej !! Ale lapek się zwalił i był w naprawie a całkiem zapomniałam że prowadzę bloga ! Nie wiem jak bardzo mam was przepraszać ! W każdym bądź razie bloga dalej będę prowadziła :) I nie mogę uwierzyć że przez te kilkanaście długich miesięcy na liczniku wybiło aż 5000+ !!! Naprawdę przepraszam ! I jeśli przypomnę sobie co i jak to rozdział niedługo dodam :) NAPRAWDĘ PRZEPRASZAM I DZIĘKUJĘ !

czwartek, 26 lipca 2012

Informacja

Nie wiedziałam że przez ten czas, aż tak dużo osób wejdzie na bloga! Kocham was! <3 
1800+ wejśc + 40+ komci ;D 
Właśnie tak do komentarzy.. Proszę tych co czytają o to, by zostawili komentarz. Dla mnie to ważne, bo wtedy wiem, czy mam pisac dalej bloga, czy też to skończyc. 
Jak wam się nie podoba to napiszcie, naprawdę, dla mnie to ogromnie ważne.. Wasza opina..
Co do rozdziałów. Staram się dodawac codziennie (raczej starałam) ale ostatnio mam problemy z internetem i nie mam jak dodac. Moja wena też ostatnio nie jest za dobra.. Ale póki działa mi net to postaram się dodawac rozdziały codziennie. Ale niczego nie obiecuję.
Wygląd zmieniła moja przyjaciółka. Oczywiście bez mojej zgody, ale dziękuję ;* ;D

Co do komentarza kogoś anonimowego ;D
Tak Em.. wiem kim jesteś ;D

To na razie tyle ;) Jeszcze dziś postaram się dodac nowy rozdział, ale nie obiecuję ;)

Rozdział 10

 Zapraszam na Rozdział 10 :)
 

 >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

- Dobra, dobra poddaje się - powiedziała ruda, podnosząc ręce w geście poddania
- Haha! Mówiłem, że jesteśmy niepokonani! - zaczął wychwalac się Kendall. Oczywiście Liz go walnęła, ale po chwili byli złączeni w pocałunku.
- James już w domu? - zapytał ze zdziwieniem Carlos. Otóż James od kilku dni gdzieś wychodził, a wracał późno, lub wogóle. Przez te 3 dni chłopacy mieli wolne, a Jamesa widzieli tylko na planie. Delikatnie otworzył drzwi i gestem pokazał, żeby reszta została.

>>> Z perspektywy Carlosa <<<

Nie wierzyłem, że James jest w domu, bo od tygodnia go nie widzieliśmy. Jak już to tylko na planie, ale to też rzadko kiedy. Olewał pracę i nas wszystkich. Nawet nie zadzwoni i nie powie co się z nim dzieje. Jak byliśmy na planie to mówił, że jego ojciec jest chory i musi mu pomagac, ale mu nie wierzyłem, bo widziałem jego ojca dwa dni po tej jego "wymówce". Wszedłem po cichu do domu i dalej kierowałem się schodami na górę. Dookoła było cicho i ciemno. Ale przez szparę w drzwiach od pokoju, było widac że ktoś jest w środku. Bez wahania wszedłem do środka.
- James do chole.. Co tu się dzieje?! -  zobaczyłem Jamesa jak całował się z jakąś dziewczyną. - To dlatego olewasz wszystko?! Pracę?! Dla niej?! - byłem tak wściekły, że nie wytrzymałem i zacząłem mu wszystko wymieniac. I ja go nazywałem przyjacielem?!
- To nie tak jak myślisz! - krzyknął.
- A jak?! Słuchaj okłamałeś mnie.. nas wszystkich! A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! - nie chciałem nawet na niego patrzec. Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami i zeszłem na dół. W tym samym momencie do domu weszli pozostali.
- Co się stało? - zapytała z troską Vic.
- Co się stało?! Pytaj się tego.. pytaj się go! - nie miałem zamiaru siedziec z nimi wszystkimi. Wziąłem swoją kurtkę i wyszedłem.

>>> Z perspektywy Rose <<<

- Carlos czekaj! - krzyknęła Vic i pobiegła za Latynosem. Wszyscy poszliśmy do pokoju James'a. W całym domu była cisza, ale u Jamesa było słuchac, jak z kimś rozmawia. Lekko uchyliłam drzwi by zobaczyc z kim, bo przecież nikt z nas tam nie był, oprócz Carlosa. Sam widok był dziwny. On siedzi ze spuszczoną głową, a obok niego jakaś dziewczyna próbująca go pocieszyc. Pewnie dlatego Carlos był taki wściekły. James nigdy nic przed nami nie ukrywał, a teraz? Teraz siedzi z jakąś panienką..
- Kto to jest? I dlaczego to przed nami ukrywałeś? - zapytałam, gdy weszłam do pokoju. Ale odpowiedzi nie uzyskałam.
- James odpowiedz - poprosił go Logan. - Pewnie dlatego Carlos był taki wściekły - skierował się do mnie. Jednak tym razem James też milczał. - A może ty nam powiesz? - tym razem skierował wzrok na dziewczynę obok bruneta.
- No dobra powiem wam. - odpowiedział po chwili ciszy brunet. - To jest moja dziewczyna. Spotykam się z nią od paru tygodni. Nie chciałem wam mówic, bo wiedziałem, że wasza reakcja będzie taka jak Carlosa.
- James - zaczął Kendall - dobrze wiesz, że gdybyś powiedział nam na samym początku, to niebyło by problemów. Ja bym zrobił to samo co Carlos. Stary, olewałeś nas, olewałeś pracę i jeszcze ukrywałeś to przed nami. Od tej strony Cię nie znałem.
- Przepraszam - szepnął. - Ja.. poprostu przepraszam.
- Stary.. nie dawałeś żadnego znaku życia, okłamałeś nas, że twój ojciec jest chory, a dwa dni później widzimy go. Olewasz robotę..
- No przepraszam! Przez to wszystko nie miał bym czasu dla niej!
- Dobra uspokuj się - powiedziałam. - Krzyczeniem nic nie wskórasz.. słuchaj my przeprosiny przyjmujemy tak? - spojrzałam się po kolei na każdnego z nich, a oni przytaknęli. - Więc teraz przeproś Carlosa, bo to on się najbardziej załamał. Byliście.. jesteście najlepszymi kumpalmi..
- Wiem, a gdzie on jest?
- Wybiegł z domu.. - Na te słowa James wstał i chciał wyjśc, ale złapałam go za rękę i powiedziałam - Vic poszła za nim. Zapewne zaraz będą.

>>> Z perspektywy Jamesa <<<

- Vic poszła za nim. Zaraz zapewne tu będą. - powiedziała Rose. Nie obchodziło mnie to. Delikatnie uwolniłem się z jej uścisku i zszedłem na dół. Miałem już wychodzic, ale w drzwiach stanął Carlos. Nie miał zbyt przyjaznej miny.
- Carlos słuchaj, ja..
- Nie mamy o czym rozmawiac. - przerwał mi Carlos. - Ja myśl...
- Carlos posłuchaj mnie proszę - teraz to ja mu przerwałem - Wiedziałem, że jak wam powiem to będzie właśnie taka reakcja. Bałem się wam powiedziec. Słuchaj przepraszam.
- Gdybyś pow..
- Tak wiem.. gdybym powiedział wcześniej nie było by problemu.. - znów mu przerwałem.
- Stary, ale obiecaj jedno.
- Hm?
- Już nigdy więcej żadnej tajemnicy.
- No dobra. Obiecuję. - powiedziałem. Latynos się tylko uśmiechnął i razem poszliśmy na górę. Było słychac śmiechy. Pewnie wszyscy zapoznali się z Natalie. Heh.. Natalie.. Piękna, słodka brunetka. Z zachowania jest podobna do Rose, czyli zabawna, zawsze uśmiechnięta, z poczuciem humoru. Z nią nie da się nudzic. Przyznaję, jak poznaliśmy Rose, spodobała mi się. Ale widziałem jak Logan na nią patrzy, a znam go i wiem, że jest niezłym flirciarzem, więc, że tak powiem, "dałem mu szansę". Byłem trochę zazdrosny, jak Carlos powiedział, że Rose i Logan są parą. No, ale jednak teraz są szczęśliwi. Oni, ja, w sumie wszyscy. I niech już tak zostanie. Weszliśmy do pokoju. Tak jak myślałem, wszyscy rozmawiali z Natalie i śmiali się w niebogłosy.
- I jak? Pogodziliście się już? - zapytała Natalie. Kiwnęliśmy z Carlosem, że tak a wszyscy się zaśmiali.
- A my się chyba nie znamy - powiedział Carlos i podszedł do brunetki. - Carlos jestem - wyciągnął ku niej rękę.
- Natallie - odpowiedziała i uścisnęła dłoń Latynosa. - A to kto? - wskazała na dziewczyne Carlosa.
- Aaa to moja dziewczyna Vic.
- Dzięki kotku, ale sama umiem się przedtawic - powiedziała, a wszyscy znów zaczęli się śmiac. - Jak już wiesz, jestem Vic. - uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.
- Natalie - zaśmiała się i uścisnęła dłoń. Potem wszyscy siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Wkońcy Natalie powiedziała, że musi iśc, ale nikt z nas nie chciał jej póścic do domu, bo było późno. Więc po tysiącu prośbach żeby została, wkońcu się zgodziła. Dziewczyny postanowiły zrobic sobie babski wieczór, zajmując przy tym cały salon, a my poszliśmy na górę. Chłopaki chcieli ze mną pogadac. Mogę się domyślec o co chodzi.
- Słuchaj stary, cieszymy się, że masz dziewczynę, ale mogłeś powiedziec wcześniej. My tu urwanie głowy mamy, czy nic ci się nie stało, a ty siedzisz.. właściwie, to gdzie ty byłeś? - zaczął swoje całe to kazanie Kendall.
- No u niej. - Powiedziałem spokojnie, a oni tylko patrzyli się na mnie jak na jakiegoś obcego, po czym się zaczęli śmiac. - Co?
- Wy już..? - zapytał ledwo co Logan. A wszyscy zaczęli się jeszcze bardziej śmiac.
- Wy tylko o tym! Nie, jeszcze nie. I dla waszej wiadomości, zrobimy to, jak będziemy gotowi.
- Czyżby pan James Maslow miał stracha? - zapytał Kendall i oberwał ode mnie w głowę. - Ała! No za co? - Gadaliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, a potem wszyscy poszli do swoich pokoi. Chciało mi się pic, więc musiałem iśc do kuchni po picie, ale oczywiście dziewczyny nie dały mi przejśc. Niestety do kuchni moża było jedynie przjeśc przez salon, który był zajęty przez płec piękną. - Ej no, ja tylko po picie! - krzyknąłem gdy Liz zamknęła mi drzwi przed nosem. - Dziewczyny!
- Stary co jest? - zapytał Logan, ale gdy zobaczył moją minę zaczął się śmiac. - Nie chcą cię wpuścic?
- Taa.. Strefa tylko dla kobiet..
- Patrz jak to się robi - zaśmiał się brunet i zapukał do drzwi. Otworzyła tym razem Rose, a Logan odrazu "skoczył" na nią i zaczął ją całowac. Skorzystałem z okzaji i szybko pobiegłem do kuchni. Gdy już byłem na miejscu wziąłem sobie szklankę i już miałem nalac picie, gdy oberwałem po głowie poduszką. - Ej no! Za co?! - krzyknąłem. Szczerze to miałem ochotę paśc na podłogę i zwijac się ze śmiechu, bo do kuchni wszedł Logan, a wyglądał jak 7 nieszczęśc. - Stary a tobie co? - nie wytrzymałem i zacząłem się śmiac.
- Kara za wtargnięcie na ich "wieczór" - mówiąc to z palców zrobił cudzysłów. Śmialiśmy się i gadaliśmy tak jeszcze trochę, aż wreście wszyscy zasnęli.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Ludzie wielkie przepraszam za to, że nie dodawałam ostatnio żadnego rozdziału i że ten jest taki krótki, ale wena zawiodła. I jeszcze teraz nie mam internetu.. Same problemy z tym wszystkim są. Wygląd zmieniła moja kochana przyjaciółka za co jej bardzo dziękuję ;*
Teraz komentarze mogą dodawac wszyscy ;) Więc jak zwyklę proszę o zostawienie go ;)
Dla mnie to ważne, bo wtedy wiem, czy mam dalej ciągnąc tego bloga, czy też go zostawic. Aaa i zapomniała bym ;p nowa postac w zakładce " Bohaterowie" ;)

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 9

Jak na razie Logan i Rose są pierwsi ;D Ciekawe na jak długo ;D
No ale nie ważne zapraszam na Rozdział 9 ;)
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>.

 - No i gdzie ona jest?! - krzyknęli chłopacy.
- No nie wiem! Powiedziała, że mamy was przys.. Tam biegnie! - Krzynkęła
Liz, wskazując na biegnącą w oddali Rose. - Za nią biegnie Dave! - dodała
Vic. Wszyscy zaczęli biec w kierunku dziewczyny.
- Rose, wszystko dobrze? - zapytał Logan, gdy dobiegli do niej. Ta
milczała. W jej oczach można było zobaczyc strach. - Już wszystko
dobrze. - powiedział i przytulił Rose.
- No, no. Co ja widzę.. Rose i pan gwizdor razem.. Haha! No nie wiedziałem,
że jesteś taka szybka - zaśmiał się Dave. - Czemu zawsze jak coś chce od
niej, to wy stajecie mi na drodze co? Jacyś superbohaterowie jesteście,
czy co? - Ten nadal się śmiał.
- Czego ty od niej chcesz? - zapytał spokojnie Logan.
- Nie twoja sprawa.. zajmij się lepiej tym swoim całym miałczeniem. - Po
Loganie można było zobaczyc, że jest wściekły. Delikatnie odsunął od
siebie Rose i podszedł kilka kroków bliżej do Dave'a. - Ooo.. patrzcie
państwo! Pan Henderson się wścieka! - I znów zaczął się śmiac.
- Koleś przegiąłeś! - krzyknął wymieniony i już miał mu przyłożyc, ale Rose
złapała go z rękę.
- Logan! Uspokuj się! - powiedziała, a do jej oczu zaczęły napływac łzy. -
On nie jest tego wart! - Ale ten jej nie słuchał, tylko wyszarpał rękę z
uścisku Rose i przyłożył w nos Dave'a. Najwyraźniej mocno, bo Dave
krzyknął i odszedł kilka kroków dalej. - Odwal się od niej, albo ze mną
będziesz miał doczynienia!
- Już się boje!
- On nie jest sam kolego - Kendall dołączył się do Logana. - Rose to nasza
przyjaciółka. Jak zaczynasz z nią, zaczynasz i z nami.
- Chłopaki spokój! - krzyknęły wszystkie trzy i podeszły do nich. - On nie
jest tego wart! Uspokujcie się! - dodała Rose. Tym razen posłuchali.
Odsunęli się od Dave'a i podeszli do swoich dziewczyn. Rose dłużej nie
wytrzymała i się rozpłakała.
- To jeszcze nie koniec mała.. - powiedział Dave i wsiadł do samochodu,
który właśnie podjechał. Wszyscy mieli dosyc tego typka, wszyscy, a
najbardziej Rose. Myślała, że on będzie tym jedynym, ale pomyliła się, i to
bardzo. Po śmierci jej rodziców, byli nierozłączni, aż do tego dnia, gdy on
nie odbierał od niej telefonów, nie odpisywał. Postanowiła do niego pójśc.
Gdy tylko weszła do domu widziała go, widziała jak pieprzy się z inną w
łóżku. Tamtego dnia skończyło się jedno, ale zaczęło drugie. Poznała
chłopaków i wspaniałe dziewczyny. Byli dla niej jak rodzina, którą straciła.
Wśród nich znalazła wspaniałego chłopkaka. Przy nim czuje się
bezpieczna. Brak jej rodziców, to prawda. Ale teraz nie jest sama. Stała tak
wtulona w Logana i powoli się uspakajała. Wiedziała, że wrazie zagrożenia,
zawsze będzie ktoś kto jej pomoże.
- Spokojnie.. wszystko będzie dobrze.. - powiedział szatyn głaszcząc ją po
głowie.
- Mam nadzieję.. - powiedziała cicho i wtuliła się mocniej w jego ciało.
- Może wrócimy do domu co? - powiedział James. - Rose teraz napewno
przyda się odpoczynek.
- Dobry pomysł - odpowiedział Logan. Szli w stronę samochodu bruneta.
Po paru minutach siedzieli już w samochodzie i jechali w stronę domu.
Wszyscy siedzieli w ciszy.
- Ludzie, może na poprawę humoru, obejrzymy jakiś film co? - zapytał
Carlos.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. A ty Rose? - zapytał Logan.
- A będą lody? - zapytała, a inni zaczęli się śmiac. - No co? Lody mi zawsze
poprawiają humor. - uśmiechnęła się. Choc minęło niewiele czasu od
zajścia w parku, czuła się już lepiej. Przy nich wszystkich zawsze czuła się
lepiej.
- Jak James się zatrzyma pod jakimś sklepem, to będą - zaśmiał się Logan.
- Dobra, dobra - odezwał się wymieniony. - Już jadę - i sam zaczął się
śmiac. Po paru minutach stali na parkingu, pod sklepem. Wysiedli i
skierowali się do wejścia. Oczywiście nie odbyło się bez fanek. Rozdali
kilka autografów i weszli do środka. Kupili to co chcieli i wrócili do domu.
- No dobra, to co oglądamy? - zapytał wesoły Carlito. - Może jakiś...
- Nie horror! - krzyknęły dziewczyny, tym samym przerywając odpowiedź
latynosa. - My chcemy jakąś komedie. - dodała Liz.
- Oj no prosimy.. ostatnio oglądaliśmy komedie.. - powiedział Kendall,
robiąc przy tym minę szczeniaczka.
- Kendall na nas to nie działa - zaśmiały się dziewczyny. - I ostatnio nie
było komedii tylko były właśnie horrory! - dodała Vic.
- No dobra! - odpowiedzieli chłopacy. - Ale następnym razem oglądamy
horrory! - dziewczyny tylko pokiwały głowami i usiadły na sofie. Chłopaki
przynieśli popcorn, lody i jakieś picie. Dziewczyny wybrały film i zaczęli
oglądac.
- Nigdy więciej nie dajemy dziewczyną wybierac filmu. - powiedział
Kendall, a wszyscy zaczęli się śmiac.
- Tak Kendall, bardzo zabawne - powiedziała Liz i walnęła Kendall'a
poduszką.
- Możecie ciszej? - zapytał Logan.
- A co się stało? Ten film aż tak cię zaciekawił? - zaśmiał się James.
- Nie.. Rose zasnęła. - odpowiedział pokazując na dziewczynę, która spała
na jego ramieniu.
- Aaa sorka - powiedział James, ale i tak dostał poduszką od szatyna. -
Ejj, przecież przeprosiłem - powiedział śmiejąc się. Zaraz za nim wszyscy
zaczęli się śmiac. Logan wziął delikatnie Rose na ręce i zaniósł do jej
sypialni. Tak, to może i dziwne, że są ze sobą tak długo, a jeszcze nie śpią
razem. Rose ma powód, dlatego powiedziała mu, że jeszcze nie teraz.
Położył ją na łóżku i przykrył. Popatrzył na nią jeszcze przez chwlię po
czym wyszedł, zamykając delikatnie drzwi. Zszedł do reszty, którzy właśnie
zrobili sobie bitwe na poduszki.
- I was zostawic na chwlie - zaśmiał się szatyn, a w jego kierunku poleciała
poduszka. - Ej! A to za co?!
- Za niewinnośc! - odpowiedział James. Bawili się tak jeszcze przez kilka
minut po czym sami udali się do swoich pokoi i poszli spac.

>>> Z perspektywy Rose <<<

Wstałam po 6, co było dla mnie dziwne, bo zazwyczaj dopiero po 10 można
mnie było ściągnac z łóżka. No ale nic. Wstałam z łóżka i podeszłam do
szafy. Wyciągnęłam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki
prysznic i zeszłam na dół. Nie chciałam myślec o tym co było wczoraj. Ale
martwiły mnie tylko jego słowa, "To jeszcze nie koniec mała" i co to miało
znaczyc.. Nie wiem czy mam się bac, czy też nie. Ale nie ważne.. miałam o
nim nie myślec. A poza tym zawsze mam obok przyjaciół i chłopaka. Z nimi
czuje się bezpiecznie. Zeszłam na dół. Salon i reszta domu wyglądało jak
jakieś pobojowisko. Wszędzie leżały poduszki, porozwalane jedzenie i
puste szklanki. Boże, co tu się działo?! - pomyślałam. No ale mniejsza o to.
Poszłam do kuchni i włączyłam wodę. Wzięłam kubek i nasypałam kawy.
Usiadłam na blacie i zaczęłam myślec. Czemu właśnie ja.. czasami mam
chęc uciec i siedziec sama.. Nie wiem, ile tak jeszcze myślałam nad moim
życiem, ale z tego "transu" wybudził mnie czyjś głos.
- Hej Rose! - krzyknął machając mi ręką przed oczami. - No nareście. O
czym tak myślałaś?
- O wszystkim Logan. O wszystkim.
- Kochanie, stało się coś? - podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. - Jeśli
coś się stało, to powiedz..
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego. Po chwili przypomniałam
sobie, że wsawiłam wodę, a ja gapa nie zauważyłam, że się gotuję.
Chciałam go zdjąc, ale gdy tylko go dotknęłam, odrazu go puściłam. Był
gorący jak nie wiem co. Logan wyłączył kuchenkę i podszedł do mnie.
- Nic ci nie jest? - zapytał. - Pokaż - wziął moją rękę i dokładnie ją obejrzał.
- Nie - odpowiedziałam. No bo nic mi nie było. Może trochę przez chwlilę
bolało. Ale nic więcej. - A wy dziś czasem nie jedziecie do studia?
- No jedziemy, ale dopiero za 4 godziny - uśmiechnął się. No tak było
dopiero po 6. - I dziś zabieramy was ze sobą.
- Po co?
- O nie.. nie zostaniesz sama w domu, gdy w okolicy wałęsa się ten typek. -
No to już wiadome dlaczego. Podeszłam do niego i pocałowałam. - A to za
co? - zaśmiał się szatyn.
- A za nic - wypięłam mu język. Chwilę jeszcze pogadaliśmy, potem
zrobiliśmy śniadanie dla wszystkich i zabraliśmy się za sprzątanie
bałaganu. Bitwa na poduszki, no jak dzieci. Po 2 godzinach było czysto.
Usiedliśmy sobie i tak rozmawialiśmy jeszcze prez jakiś czas. Potem
chłopaki poszli się ubrac i można było jechac.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>.
Taa znów jakieś beznadziejne bazgroły ;p 
Heh no ale ok..
Jak zawsze proszę o zostawienie komentarza ;)

poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 8

Jej już 1000+ osób było na blogu! Wielkie dzięki!!! Kocham was!! <333

Zapraszam na rozdział 8 ;)
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


- Ja się tak nie bawie! - krzyknęła Liz, która goniła Kendalla po całym
domu, bo ten zabrał jej stanik. - Kendall! Na co ci on co?!
- Po nic! A i uważaj pod no.. - nie dokończył, bo Liz runęła na ziemię.
Nikt nie wytrzymał i wszyscy wybuchli śmiechem. - Mówiłem, uważaj -
powiedział Schmidt i pomógł wstac Liz.
- A ja Ci mówię, że nie mam zamiaru się do Ciebie teraz odzywac -
powiedziała ruda - i oddawaj to! - krzyknęła i wyrwała z rąk Schmidta swoją
własnośc.
- Ej kotku, nie złośc się.. - Kendall chciał pocałowac Liz, ale ta go
odepchnęła. - No przepraszam..
- Dziewczyny, idziemy się przejśc? - zapytała ruda.
- Czemu nie - odpowiedziałyśmy. Poszłyśmy się na górę przebrac i
mogłyśmy iśc. Za oknem pogoda była taka jak zawsze, czyli bezchmurne
niebo i upał. Założyłam białą bokserkę, a do tego żółte szorty, adidasy i
mogłam iśc. - Chłopaki my wychodzimy, jak coś to dzwońcie! - krzyknęłam.
- To gdzie idziemy? - zapytała Vic.
- Może na plaże co? Dawno nie byłyśmy.
- No to kierunek plaża! - krzknęła Liz i zaczęłyśmy iśc w kierunku
słonecznej plaży. Po drodze do Liz dzwonił Kendall, ale ona go olewała
i szła dalej.
- Ty się na niego na serio obraziłaś? Oj weź daj spokój.. - zaczęłam mówic,
bo od jakiegoś czasu panowała cisza.
- Niech ma nauczkę na przyszłośc..
- Eee Liz.. Czy to nie jest czasem Megan? - zapytała lekko zdenerwowana
Vic.
- Zaraz, zaraz.. czy tam nie stoi Dave? - Obok dziewczyny, która według
dziewczyn, ma na imię Megan, stał Dave.. To pewnie z tą blond lalunią
mnie zdradzał.. Ale raczej nie wyglądali na zakochanych.. kłócili się i to
ostro. - A tak wogóle to, to jest ta cała Megan?
- Uhm.. Ale dziwi mnie to, czemu gada z Dave'm..
- Mnie też.. Może lepiej chodźmy stąd.. - nie to, żebym się bała, ale on mnie
przerażał.. dwa razy pobił mnie do nieprzytomności.. nie zamierzam zostac
pobita raz trzeci. Znając go wiem, że on się łatwo nie podda. Wole żeby
mnie nie zauważył.. - Dziewczyny.. chodźcie.. - poganiałam je, bo stały i
patrzyły się na nich.
- Ciekawe o co się tak kłócą.. chodźcie sprawdzic - Vic złapała nas za ręce
i zaczęła ciągnąc w stronę Dave'a i Megan. Liz szła spokojnie, ale ja się
wyrywałam. Nie miałam ochoty widziec, a co dopiero ich podsłuchiwac. -
Rose, nic się nikomu nie stanie.. chodź.. schowamy się za tymi leżakami,
tam nas nie zobaczą, a my będziemy ich odskonale słyszec.
- Oj no chodź - dodała Liz. No dobra, poddałam się i poszłam za nimi.
Po cichu podkradłyśmy się do leżaków, które stały niedalej niż oni. Udało
się nam usłyszec trochę tej kłutni.
- O nie.. umawialiśmy się inaczej! Ja biore Logana a ty zajmujesz się tą
dziewczyną! Nawet podpisałeś papiery!
- Zamknij się bo ludzie słyszą! Co mnie obchodzą te jebane papiery.. jeśli
ty nie umiesz nic zrobic! Jesteś beznadziejna!
- Beznadziejna?! To dzięki mnie nie jesteś z tą debilką! I jeszcze ci źle?!
- Przynajmniej była mądrzejsza od Ciebie! Umiała by pożądnie zrobic tą
robotę! A ty jesteś nic warta!
- To może do niej wrócisz, co?! A zaraz ona przecież takiego pacana jak ty
już nie chce! Tak samo jak żadna dziewczyna w całym L.A. Lub na całym
świecie! - i teraz jak na złośc musiał zadzwonic telefon Liz. Dave i Megan
zaczęli iśc w naszym kierunku.
- W nogi! - krzyknęłam i zerwałyśmy się do biegu. Długo nie musiałyśmy
czekac, żeby te dwa pajacie zaczęli nas gonic. - Rozdzielamy się! Jak coś
to dzwonic! - i tak jak powiedziałam, rozdzieliłyśmy się, Liz pobiegła w
jakąś uliczkę, Vic w stronę domu, a ja do parku. Oczywiście za
dziewczynami nikt nie pobiegł, bo panna Megan była taka wolna, że nie
wiedziała gdzie pobiegły dziewczyny. Ale za to, za mną biegł Dave, czego
nie chciałam. Był tak niedaleko.. dopóki miałam szansę, wyciągnęłam
telefon i wybrałam numer do Liz. - Liz.. jesteście wolne, zawiadomcie
chło... - i w tym momencie stanął przedemną Dave i wyrwał mi telefon z
ręki. Chciałam się odwrócic i uciec, ale za mną stała Megan. Jak ona mnie
dogoniła?! - pomyślałam.
- Ładnie to tak podsłuchiwac? - zapytała tym swoim piskliwym głosem.
Aż mi się niedobrze robiło.. - No co? Języka zapomniałaś? - zaśmiała się.
- Odwal się! Bo zaraz tej popieprzonej buźki zostaną tylko fragmenty!
- No ale nie odpowiedziałaś na pytanie kotku - wtrącił się Dave.
- Nie mów do mnie kotku, idoito! - chciałam mu przyłożyc, ale ta lalunia
mnie złapała. - Póśc mnie!
- Coś ty się taka agresywna zrobiła co? Przecież teraz nikt ci nic nie robi..
Czekamy, aż grzecznie odpowiesz nam na pytanie..
- To niby po co ona ma się zając Loganem, a ty mną?! Nie wystarczy ci,
że pobiłeś mnie dwa razy do nieprzytomności i jeszcze przez nią wpadłam
pod samochód?! To za mało?!
- No widzę, że zbyt dużo wiesz.. - spojrzał na mnie dziwnie - Megan idź po
samochód.. A ty - zwrócił się do mnie - Idziesz ze mną..
- Nigdzie z Tobą nie idę! Zostaw mnie w spokoju! - Miałam okazję do
ucieczki, więc czym prędzej odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę
domu.

>>> Z perspektywy Liz <<<
(...) Biegłam ile sił w nogach. Po chwili zauważyłam, że za mną nikt nie
biegnie. W tym samym czasie zaczął dzwonic mój telefon. Odebrałam.
- Liz jesteście wolne, zawiadomcie chło... - słyszałam głos Rose, ale w
połowie urwała.
- Halo? Rose? Rose?! - połączenie przerwano. Wiedziałam, że to nie wróży
niczego dobrego. Zadzwoniłam do Vic. - Vic! Rose ma kłopoty! Dzwoń po
chłopaków! Powiedz, żeby szli w stronę parku! Szybko! - powiedziałam i
rozłączyłam się. Sama zaczęłam biec w stronę parku.

>>> Z perspektywy Vic <<<

Nie wiem po co nadal biegłam, skoro widziałam, że za mną nikt nie
biegnie. Nagle zaczął dzwonic mój telefon.
- Vic! Rose ma kłopoty! Dzwoń po chłopaków! Powiedz, żeby szli w stronę
parku! Szybko! - i Liz się rozłączyła. Mogłam się domyślic, że Dave
pobiegnie za Rose.. Nie czekałam na cód, tylko wykręciłam numer do
Carlosa. Już po jednym sygnale odebrał.
- Vic, co wy tak długo robicie?
- Słuchaj, to nie czas na gadanie! Rose ma kłopoty!
- Co?! Ok, gdzie jesteście?
- Weź chłopaków i jedźcie w stronę parku! Tylko błagam szybko!
- Zaraz będziemy - odpowiedział i rozłączyłam się. Sama zaczęłam biec w
stronę parku.

>>> Z perspektywy Carlosa <<<

 Siedzieliśmy z chłopakami i oglądaliśmy jakieś filmy. Kendall nadal był
wściekły, chyba na siebie. Nagle mój telefon zaczął dzwonic. Na ekranie
zobaczyłem zdjęcie Vic. No nareście! - powiedziałem pod nosem.
- Vic, co wy tak długo robicie?
- Słuchaj, to nie czas na gadanie! Rose ma kłopoty!
- Co?! Ok, gdzie jesteście?
- Weź chłopaków i jedźcie w stronę parku! Tylko błagam szybko!
- Zaraz będziemy - odpowiedziałem, a Vic się rozłączyła. Soro Rose ma
kłopoty, oznacza to tylko jedno, Dave..
- Co jest? - zapytał Logan.
- Bierzcie rzeczy i jedziemy do parku!
- Ale po co? - wtrącił Kendall.
- Bez gadania! Rose ma kłopoty! Szybko!
- Co?! - krzyknęli razem.
- Bez gadania! Jedziemy! - krzyknąłem i wszyscy jak oparzeni wstali i
ruszili w stronę samochodu. James miał najszybsze auto, więc
pojechaliśmy jego. Wiedziałem, że wychodzenie o tak późnej porze, nie
wróży nic dobrego. Zauważyłem Liz i Vic biegnące w stronę parku.
- James, zatrzymaj się! Dziewczyny tam biegną! - James się zatrzymał, a dziewczyny jak burza wparowały do samochodu. - Gdzie Rose?!
- Jedziemy do parku! Szybko! - krzyknęły w tym samym czasie. Po paru minutach byliśmy na miejscu.
 
>>> Z perspektywy Rose <<<
Kurcze! Czemu Dave musi być taki uparty?! I wogule po co mu jeszcze jestem potrzebna?!- takich pytań cisnęło mi się do głowy nieskończenie wiele. Nogi bolały mnie strasznie, ale po mino bólu, biegłam dalej. Poczułam jak ktoś bierze mnie za rękę i szarpie do tyłu.
- Teraz mi nie uciekniesz. Wsiadaj! - krzyknął Dave i siłą wepchnął mnie do samochodu. 


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>.

Jeszcze raz dziekuję za wszystkie komentarze i to wszystko!!
Dla mnie jest to motywujące. I potrzebne ;)
I przepraszam za wszystkie błędy, ale world mi się psuje i robi takie błędy, a w tej chwili nie mam za bardzo czasu poprawic ;/ Więc jak będę miała czas poprawie!
Byc może, jeszcze dziś będzie Rozdział 9, ale nie obiecuję! ;)
I jak zawsze proszę o zostawienie komentarza :)

niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 7

Wielkie przepraszam, że nie dodawałam przez ostatnie kilka dni rozdziałów, ale no niestety pogoda i net jakoś nie chciały współpracować.. I wiem, że rozdziały są krótkie.. sama nie wiem czemu.. wiec jeszcze raz wielkie przepraszam i zapraszam na rozdział 7.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

>> Miesiąc później <<

Od wypadku minął dokładnie miesiąc. Wczoraj pozbyłam się tego
cholernego gipsu. Dokładnie dziś, 15.07, są moje urodziny. Nikomu
jeszcze nie mówiłam kiedy mam urodziny, bo nikt się nie pytał.
Niespodzianki nie muszę się w takim razie obawiać. Tak wiem,
kto nie lubi niespodzianek.. Ja ich wręcz nienawidzę. Kiedyś
rodzice zrobili mi taką niespodziankę, że do dziś mam po niej bliznę.
Kochany chomik.. Ale i tak po jakimś czasie zdechł.. szkoda mi go było,
mimo tego, że mnie tak podrapał, ale mimo tego wszystkiego był od rodziców.. Szkoda, że te urodziny będą już bez nich.
- Hej! Rose! - Liz zaczęła mi machać ręką przed oczami.
- Hm? Mówiłaś coś? - zapytałam. Kompletnie zapomniałam, że jestem z dziewczynami na zakupach. Uparły się żebym z nimi poszła..
- No.. pytałam się która sukienka lepsza.. Ta czy ta?
- Ta druga - powiedziałam razem z Vic, która właśnie wyszła z przymierzalni. - I jak? - dodała Vic prezentując nam swoją suknię.
- Wow.. Kendall'owi szczęka opadnie gdy cię w tym zobaczy.. - powiedziała Liz.
- Eee.. dziewczyny? Co wy kombinujecie? - zapytałam. Wyglądało to jakby gdzieś się wybierały. - No? Odpowie któraś? - byłam lekko zdenerwowana.
- Nic.. a niby co miałybyśmy kombinować? Tylko kupujemy sobie ciuchy. - Odpowiedziała Vic.
- No to powiedz mi gdzie się wybieracie, skoro Kendall'owi ma opaść szczęka?
- Oj tak tylko się mówi.. Już weź nie panikuj, tylko teraz szukamy czegoś dla Ciebie. - Powiedziała Vic i złapała mnie za rękę ciągnąc do jakiegoś sklepu, ale najpierw płacąc za swoją sukienkę. Liz zrobiła to samo. I zaczęło się. Gdy tylko weszłyśmy do sklepu dziewczyny kazały mi przymierzyć wszystkie sukienki jakie tam były. Aż wkońcu obie
zobaczyły szarą sukienkę z srebrnymi ozdobami i od razu kazały mi ją przymierzyć.
- To powiecie mi wkońcu po co to wszystko kupujemy? - zapytałam
gdy zakładałam kolejną sukienkę.
- Tak sobie - odpowiedziały dziewczyny. - A teraz nie gadaj tylko chodź nam się pokazać! - dodała Vic. Tak jak kazała tak zrobiłam. Wyszłam zza zasłony i pokazałam się dziewczynom. - Boże.. Kupujesz to! - krzyknęły razem, aż ludzie zaczęli się na nas gapić.
- Dobra, ale potem idziemy do domu.. zgoda? - zapytałam, a dziewczyny tylko przytaknęły. Szczerze mówiąc, byłam tak zmęczona, że położyła bym się na pierwszej lepszej ławce i zasnęła. Przebrana wyszłam z przymierzalni. Skierowałyśmy się do kasy. W tym samym czasie zadzwonił czyjś telefon.
- Zostawię was na momencik- powiedziała Liz po czym wyszła ze sklepu. Ja z Vic poszłyśmy zapłacić. Liz wróciła z wielkim bananem na twarzy. No one na pewno coś kombinują- pomyślałam. No nic.. Wyszłyśmy z galerii i poszłyśmy w stronę samochodu Vic. - Rose,możemy wpaść do Ciebie i się przebrać w te sukienki? - No i tu mnie zatkało. Po co my mamy się przebierać w te sukienki?! Co tu jest grane?!
- Po co do cholery?! Co wy kombinujecie no?! Powiecie w końcu?! - byłam tak wściekła, że zaczęłam krzyczeć. Najpierw wyciągają mnie na zakupy, od godziny 8 rano, a potem każą się jeszcze w to przebrać. No ludzie!
- Rose.. spokojnie.. to taka niespodzianka dla chłopaków. Nic innego.. - tłumaczyła Vic. - Już spokojna jesteś? To możemy do Ciebie wpaść i się przebrać? - dodała Liz.
- Sorry dziewczyny. Poniosło mnie trochę. Nie mogłyście mi od razu powiedzieć?
- Tak jakoś się złożyło. To możemy?
- Jasne. - odpowiedziałam i wsiadłyśmy do samochodu. Po niecałych 10 minutach byłyśmy na miejscu. Co prawda w domu nie zostały żadne rzeczy, ale jak widać dziewczyny są przygotowane na wszystko. Przeprowadziłam się do chłopaków zaraz po tym jak wyszłam ze szpitala. Logan tak bardzo mnie prosił, że w końcu się poddałam i zgodziłam. Tylko od tego miesiąca w domu zrobiło się nudno, bo chłopacy znów wrócili na plan, a ja z dziewczynami siedzimy cały dzień same w domu. Ale wracając do rzeczy.. Z bagażnika, Liz wyjęła jakąś torbę, chyba kosmetyki i poszłyśmy do mnie. Po godzinie byłyśmy, że tak powiem, "gotowe".
- Dobra, możemy już iść. - powiedziała Vic, która skończyła właśnie
rozmawiać przez telefon. - No idziecie czy stoicie? - poganiała nas czarna.
- No idziemy, idziemy. - powiedziałyśmy razem. Wyszłyśmy z domu i
skierowaliśmy się do samochodu. Po 30 minutach dojechałyśmy do domu
chłopaków. Dziewczyny szły pierwsze, a ja za nimi. Coś mi tu nie
pasowało, chłopaki o tej porze zazwyczaj się wygłupiali, a tym razem w
domu nie paliło się żadne światło. Dziewczyny powoli otwierały drzwi,
a Vic coś szepnęła ale nie usłyszałam co dokładnie. Weszłyśmy do środka,
Nagle światła się włączyły i było słychać jedno wielkie "Niespodzianka!".
Stałam jak wryta w ziemię, po policzkach zaczęły mi płynąc łzy. Wszyscy
zaczęli podchodzić i składać mi życzenia. Na końcu był Logan.
- Hej kochanie.. Ty płaczesz? - zapytał, po czym mocno przytulił.
- To łzy szczęścia. Zawsze urodziny spędzałam sama, lub jak rodzice mieli
wolne, to z nimi. Nawet nie wiesz jaka jestem teraz szczęśliwa. Ale.. skąd
wiedzieliście, że to dziś?
- No wiesz.. w twoim domu wielu rzeczy o tobie można się dowiedzieć -
zaśmiał się szatyn, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. -
A teraz choć się bawić! - krzyknął i wyciągnął mnie na sam środek salonu,
gdzie właśnie tańczyli goście. Było ich dużo, bardzo dużo, a i tak
wszystkich, oprócz domowników, nie znam. Ale to co zrobili, najprawdopodobniej chłopacy, było naprawdę kochane. Te urodziny zapamiętam do końca życia.. Było już dosyć późno. Wszyscy goście zaczęli już wychodzić. No nie dziwie się, było już grubo po 2. Sama padałam z nóg. Zabawa była doskonała. Nie powiem, chłopaki umieją zrobić niezłą imprezkę. Cały ten czas przetańczyłam chyba ze wszystkimi którzy przyjechali. Nogi bolały mnie tak bardzo, że wątpię w to, żebym wstała normalnie. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Ale gdy się obudziłam, nie byłam w swojej sypialni. To była raczej sypialnia..Logana? No na to wygląda, skoro leże właśnie na nim, a on sobie w najlepsze śpi. Takiemu to dobrze. Głowa bolała mnie tak, jakby miała mi zaraz wybuchnąć. Wstałam, niechętnie, ale wstałam i poszłam do kuchni po jakieś tabletki. Na dole zastałam ogromny bałagan. Wszędzie leżały puste butelki, szklanki, gdzie nie gdzie jakieś resztki jedzenia, balony i dużo innych rzeczy. I co ciekawe w tym wszystkim leżeli jeszcze chłopacy. Weszłam do kuchni i ruszyłam w poszukiwaniu jakiś tabletek na głowę. Nagle poczułam czyjeś ręce.

- A ty co wyprawiasz? - zapytał Logan dając mi buziaka na dzień dobry.
- Szukam czegoś na głowę, bo mi zaraz wybuchnie!
- Trzeba było tyle nie pic - zaśmiał się szatyn. - A poza tym na pusty żołądek to nie za dobry pomysł.
- Oh, no dobra. - podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko, a do miski nasypałam płatków. Logan też był głodny, więc zjedliśmy razem. - Powiedz mi, jak to możliwe, że ty nie masz kaca co?
- Nie piłem tyle co ty - odpowiedział pokazując te swoje białe perełki.
- Weź już przestań! - krzyknęłam po czym sama zaczęłam się śmiać. Nie minęło dużo czasu, a dołączyli się do nas inni. Gdy zrobiliśmy już porządek ze sobą i domem ja z dziewczynami usiadłyśmy i zaczęłyśmy oglądać jakieś denne komedie. Nie zamierzałyśmy nigdzie wychodzić, bo na dworze lał od samego rana deszcz. Chłopacy musieli pojechać do studia.. można się było do tego przyzwyczaic.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Coś tam wyszło :)
Naprawdę jeszcze raz przepraszam za nieobecnośc, ale internet odmawia współpracy i się wszystko psuję ;/

Jutro lub pojutrze zapraszam na następny rozdział :)
I proszę o zostawienie komentarza! ;)