niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 7

Wielkie przepraszam, że nie dodawałam przez ostatnie kilka dni rozdziałów, ale no niestety pogoda i net jakoś nie chciały współpracować.. I wiem, że rozdziały są krótkie.. sama nie wiem czemu.. wiec jeszcze raz wielkie przepraszam i zapraszam na rozdział 7.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

>> Miesiąc później <<

Od wypadku minął dokładnie miesiąc. Wczoraj pozbyłam się tego
cholernego gipsu. Dokładnie dziś, 15.07, są moje urodziny. Nikomu
jeszcze nie mówiłam kiedy mam urodziny, bo nikt się nie pytał.
Niespodzianki nie muszę się w takim razie obawiać. Tak wiem,
kto nie lubi niespodzianek.. Ja ich wręcz nienawidzę. Kiedyś
rodzice zrobili mi taką niespodziankę, że do dziś mam po niej bliznę.
Kochany chomik.. Ale i tak po jakimś czasie zdechł.. szkoda mi go było,
mimo tego, że mnie tak podrapał, ale mimo tego wszystkiego był od rodziców.. Szkoda, że te urodziny będą już bez nich.
- Hej! Rose! - Liz zaczęła mi machać ręką przed oczami.
- Hm? Mówiłaś coś? - zapytałam. Kompletnie zapomniałam, że jestem z dziewczynami na zakupach. Uparły się żebym z nimi poszła..
- No.. pytałam się która sukienka lepsza.. Ta czy ta?
- Ta druga - powiedziałam razem z Vic, która właśnie wyszła z przymierzalni. - I jak? - dodała Vic prezentując nam swoją suknię.
- Wow.. Kendall'owi szczęka opadnie gdy cię w tym zobaczy.. - powiedziała Liz.
- Eee.. dziewczyny? Co wy kombinujecie? - zapytałam. Wyglądało to jakby gdzieś się wybierały. - No? Odpowie któraś? - byłam lekko zdenerwowana.
- Nic.. a niby co miałybyśmy kombinować? Tylko kupujemy sobie ciuchy. - Odpowiedziała Vic.
- No to powiedz mi gdzie się wybieracie, skoro Kendall'owi ma opaść szczęka?
- Oj tak tylko się mówi.. Już weź nie panikuj, tylko teraz szukamy czegoś dla Ciebie. - Powiedziała Vic i złapała mnie za rękę ciągnąc do jakiegoś sklepu, ale najpierw płacąc za swoją sukienkę. Liz zrobiła to samo. I zaczęło się. Gdy tylko weszłyśmy do sklepu dziewczyny kazały mi przymierzyć wszystkie sukienki jakie tam były. Aż wkońcu obie
zobaczyły szarą sukienkę z srebrnymi ozdobami i od razu kazały mi ją przymierzyć.
- To powiecie mi wkońcu po co to wszystko kupujemy? - zapytałam
gdy zakładałam kolejną sukienkę.
- Tak sobie - odpowiedziały dziewczyny. - A teraz nie gadaj tylko chodź nam się pokazać! - dodała Vic. Tak jak kazała tak zrobiłam. Wyszłam zza zasłony i pokazałam się dziewczynom. - Boże.. Kupujesz to! - krzyknęły razem, aż ludzie zaczęli się na nas gapić.
- Dobra, ale potem idziemy do domu.. zgoda? - zapytałam, a dziewczyny tylko przytaknęły. Szczerze mówiąc, byłam tak zmęczona, że położyła bym się na pierwszej lepszej ławce i zasnęła. Przebrana wyszłam z przymierzalni. Skierowałyśmy się do kasy. W tym samym czasie zadzwonił czyjś telefon.
- Zostawię was na momencik- powiedziała Liz po czym wyszła ze sklepu. Ja z Vic poszłyśmy zapłacić. Liz wróciła z wielkim bananem na twarzy. No one na pewno coś kombinują- pomyślałam. No nic.. Wyszłyśmy z galerii i poszłyśmy w stronę samochodu Vic. - Rose,możemy wpaść do Ciebie i się przebrać w te sukienki? - No i tu mnie zatkało. Po co my mamy się przebierać w te sukienki?! Co tu jest grane?!
- Po co do cholery?! Co wy kombinujecie no?! Powiecie w końcu?! - byłam tak wściekła, że zaczęłam krzyczeć. Najpierw wyciągają mnie na zakupy, od godziny 8 rano, a potem każą się jeszcze w to przebrać. No ludzie!
- Rose.. spokojnie.. to taka niespodzianka dla chłopaków. Nic innego.. - tłumaczyła Vic. - Już spokojna jesteś? To możemy do Ciebie wpaść i się przebrać? - dodała Liz.
- Sorry dziewczyny. Poniosło mnie trochę. Nie mogłyście mi od razu powiedzieć?
- Tak jakoś się złożyło. To możemy?
- Jasne. - odpowiedziałam i wsiadłyśmy do samochodu. Po niecałych 10 minutach byłyśmy na miejscu. Co prawda w domu nie zostały żadne rzeczy, ale jak widać dziewczyny są przygotowane na wszystko. Przeprowadziłam się do chłopaków zaraz po tym jak wyszłam ze szpitala. Logan tak bardzo mnie prosił, że w końcu się poddałam i zgodziłam. Tylko od tego miesiąca w domu zrobiło się nudno, bo chłopacy znów wrócili na plan, a ja z dziewczynami siedzimy cały dzień same w domu. Ale wracając do rzeczy.. Z bagażnika, Liz wyjęła jakąś torbę, chyba kosmetyki i poszłyśmy do mnie. Po godzinie byłyśmy, że tak powiem, "gotowe".
- Dobra, możemy już iść. - powiedziała Vic, która skończyła właśnie
rozmawiać przez telefon. - No idziecie czy stoicie? - poganiała nas czarna.
- No idziemy, idziemy. - powiedziałyśmy razem. Wyszłyśmy z domu i
skierowaliśmy się do samochodu. Po 30 minutach dojechałyśmy do domu
chłopaków. Dziewczyny szły pierwsze, a ja za nimi. Coś mi tu nie
pasowało, chłopaki o tej porze zazwyczaj się wygłupiali, a tym razem w
domu nie paliło się żadne światło. Dziewczyny powoli otwierały drzwi,
a Vic coś szepnęła ale nie usłyszałam co dokładnie. Weszłyśmy do środka,
Nagle światła się włączyły i było słychać jedno wielkie "Niespodzianka!".
Stałam jak wryta w ziemię, po policzkach zaczęły mi płynąc łzy. Wszyscy
zaczęli podchodzić i składać mi życzenia. Na końcu był Logan.
- Hej kochanie.. Ty płaczesz? - zapytał, po czym mocno przytulił.
- To łzy szczęścia. Zawsze urodziny spędzałam sama, lub jak rodzice mieli
wolne, to z nimi. Nawet nie wiesz jaka jestem teraz szczęśliwa. Ale.. skąd
wiedzieliście, że to dziś?
- No wiesz.. w twoim domu wielu rzeczy o tobie można się dowiedzieć -
zaśmiał się szatyn, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. -
A teraz choć się bawić! - krzyknął i wyciągnął mnie na sam środek salonu,
gdzie właśnie tańczyli goście. Było ich dużo, bardzo dużo, a i tak
wszystkich, oprócz domowników, nie znam. Ale to co zrobili, najprawdopodobniej chłopacy, było naprawdę kochane. Te urodziny zapamiętam do końca życia.. Było już dosyć późno. Wszyscy goście zaczęli już wychodzić. No nie dziwie się, było już grubo po 2. Sama padałam z nóg. Zabawa była doskonała. Nie powiem, chłopaki umieją zrobić niezłą imprezkę. Cały ten czas przetańczyłam chyba ze wszystkimi którzy przyjechali. Nogi bolały mnie tak bardzo, że wątpię w to, żebym wstała normalnie. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Ale gdy się obudziłam, nie byłam w swojej sypialni. To była raczej sypialnia..Logana? No na to wygląda, skoro leże właśnie na nim, a on sobie w najlepsze śpi. Takiemu to dobrze. Głowa bolała mnie tak, jakby miała mi zaraz wybuchnąć. Wstałam, niechętnie, ale wstałam i poszłam do kuchni po jakieś tabletki. Na dole zastałam ogromny bałagan. Wszędzie leżały puste butelki, szklanki, gdzie nie gdzie jakieś resztki jedzenia, balony i dużo innych rzeczy. I co ciekawe w tym wszystkim leżeli jeszcze chłopacy. Weszłam do kuchni i ruszyłam w poszukiwaniu jakiś tabletek na głowę. Nagle poczułam czyjeś ręce.

- A ty co wyprawiasz? - zapytał Logan dając mi buziaka na dzień dobry.
- Szukam czegoś na głowę, bo mi zaraz wybuchnie!
- Trzeba było tyle nie pic - zaśmiał się szatyn. - A poza tym na pusty żołądek to nie za dobry pomysł.
- Oh, no dobra. - podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko, a do miski nasypałam płatków. Logan też był głodny, więc zjedliśmy razem. - Powiedz mi, jak to możliwe, że ty nie masz kaca co?
- Nie piłem tyle co ty - odpowiedział pokazując te swoje białe perełki.
- Weź już przestań! - krzyknęłam po czym sama zaczęłam się śmiać. Nie minęło dużo czasu, a dołączyli się do nas inni. Gdy zrobiliśmy już porządek ze sobą i domem ja z dziewczynami usiadłyśmy i zaczęłyśmy oglądać jakieś denne komedie. Nie zamierzałyśmy nigdzie wychodzić, bo na dworze lał od samego rana deszcz. Chłopacy musieli pojechać do studia.. można się było do tego przyzwyczaic.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Coś tam wyszło :)
Naprawdę jeszcze raz przepraszam za nieobecnośc, ale internet odmawia współpracy i się wszystko psuję ;/

Jutro lub pojutrze zapraszam na następny rozdział :)
I proszę o zostawienie komentarza! ;)

2 komentarze:

  1. Hey, super rozdział!! Z niecierpliwością czekam na nn :* Proszę Cię jak dodasz, napisz mi o tym na blogu bo mam zepsutego lapka i muszę siedzieć na kompie ;( Z góry dziękuje .. :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się, przez tą cholerną niespodziankę ! Masz talent do pisania ! Też bym chciała taką imprezę urodzinową ! KOCHAM <33

    OdpowiedzUsuń