czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział III

Zapraszam na kolejny rozdział ;)
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Od czasu zajścia z Dave'm minął już tydzień. Wstałam dosyć wcześnie. Postanowiłam, że zrobię chłopakom śniadanie. Tyle dla mnie zrobili, muszę się im jakoś odwdzięczyć - pomyślałam. Gdy się przebrałam i odświeżyłam, zeszłam na dół i chciałam zrobić chłopakom śniadanie. Niestety ktoś mnie wyprzedził. Mówiąc "ktoś" mam na myśli Logana. Stał przy kuchni i coś gotował.
- Hej mała. Co dziś tak wcześnie wstałaś? - zapytał szatyn.
- Mała?! Ty jesteś mały krasnalu - gdy to powiedziałam wybuchłam śmiechem, a Logan udał wielce obrażonego.
Przez ten cały tydzień poznaliśmy się lepiej. Chłopacy zawsze mieli szalone pomysły. Dziewczyny traktowałam jak własne siostry, zresztą tak samo jak chłopaków, tylko ich jak braci. Byli dla mnie jak rodzina. Nie wiem, czy na świecie istnieje jeszcze jakaś osoba z mojej rodziny. Po śmierci rodziców wszystko się zapadło. Byłam i nadal jestem sama. 
- Hej! Rose! - krzyknął Logan i zaczął machać ręką przed moją twarzą. - Gdzieś ty tak odpłynęła?
- Nie ważne. Co na śniadanie? - zapytałam. - Pomóc ci?
- Poradzę sobie - powiedział. - A teraz jeśli byś mogła, to idź obudź resztę.
- Dobrze, panie wielce obrażony - zaśmiałam się i poszłam na górę budzić wszystkich. Wchodziłam do ich pokoi i na cały głos krzyczałam "Pobudka!!". Po 10 minutach wszyscy siedzieli przy stole i jedli zrobione przez szatyna naleśniki. Powiem, że nie były takie złe.
- Ej chłopaki? - zapytał Logan.
- Co? - zapytali chórem.
- Dziś jest strasznie gorąco.. i może byśmy zrobili jakąś imprezkę nad basenem? Tylko dla nas? co?
- No jasne! - od powiedzieli, a raczej krzyknęli, chłopacy.
- A wy dziewczyny? - zapytał blondyn.
- Z wielką chęcią - od powiedziały dziewczyny z wielkimi bananami na twarzy.
- Rose? - zapytali wszyscy patrząc na mnie.
- Nie. - od powiedziałam.
- Oj no dlaczego? - zapytał Latynos.
- Nie zamierzam się pokazywać z siniakami w samym stroju. A teraz pozwolicie, że pójdę do pokoju, spakuje się i pójdę do domu. - powiedziałam i tak mówiłam poszłam do pokoju się pakować. Zaczęłam się pakować gdy nie spodziewanie do pokoju weszli Logan i Kendall.
- Rose, co się stało? - zapytał Logan.
- Nic, a co miało się stać? Człowiek się spakować już nie może?
- Widzimy przecież, że coś się stało.. - powiedział blondyn.
- Nic się nie stało. Chce się tylko spakować. - Chłopaki wyszli z pokoju. Co prawda byłam zdenerwowana. Sama nie wiem czemu. Jeszcze parę minut temu było wszystko dobrze. Chociaż sama zauważyłam, że ostatnio mam huśtawki nastroju. Najpierw śmieje się jak szalona, a zaraz potem wrzeszczałam na wszystkich. Po 30 minutach byłam już spakowana. Nie chciałam stąd jechać. Wreście poczułam, że mam kogoś kto zawsze pomoże mi w trudnych sytuacjach. Ale nie będę się im cały czas narzucać. Wzięłam torbę i zeszłam na dół. 
- Szkoda, że już wyjeżdżasz - powiedział smutny Logan.
- Przy najmniej będziecie mieć ode mnie wreście spokój.
- Co ty gadasz? To nie prawda - powiedział James.
- Odwieść Cię? - zapytał blondyn.
- Nie trzeba. Zadzwoniłam już wcześniej po taksówkę. - powiedziałam i usłyszałam trąbienie. To pewnie była taksówka. Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam. Wiedziałam, że jak stąd wyjadę, to znów wrócę do siedzenia w pustym domu. Sama. Nie minęło 20 min, a ja już stałam pod moim domem. Zapłaciłam taksówkarzowi i powolnym krokiem szłam w stronę drzwi. Weszłam i zobaczyłam potworny bałagan. Wszędzie leżały porozwalane rzeczy. Na ten widok, od razu przypomniał mi się dzień, kiedy to Dave wszedł, a raczej włamał się do mojego domu i pobił mnie do nie przytomności. Na samo to wspomnienie zachciało mi się płakać. Byłam sama, więc i tak nie miał mnie kto pocieszyć. Płakałam jak małe dziecko. Gdy się już trochę uspokoiłam, a zajęło to dobrą godzinę, postanowiłam coś zjeść, bo byłam głodna jak cholera. W lodówce było pusto, w szafkach też, więc postanowiłam, że zamówię pizzę. Miałam trochę czasu, zanim przyjedzie dostawca z pizzą. Więc zaczęłam sprzątać cały ten bałagan. Gdy już skończyłam, usiadłam wygodnie na sofie i włączyłam TV. Po paru minutach, usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że to dostawca z pizzą. Otworzyłam drzwi, ale zamiast dostawcy stał tam Logan.
- Hej Rose. Zostawiłaś u nas telefon. - powiedział i podał mi urządzenie do ręki. 
- Dzięki. Może wejdziesz? 
- Jeśli można - uśmiechnął się i chwilę później siedział już na sofie.
- Coś do picia?
- Wodę poproszę. 
- Zaraz będzie - powiedziałam i poszłam do kuchni po wodę dla szatyna. W tym samym momencie do drzwi ponownie ktoś zapukał. - Otworzę! - krzyknęłam i poszłam otworzyć drzwi.
- Zamawiała pani pizzę? - zapytał dostawca.
- Tak, dziękuję. - wzięłam pizzę i zapłaciłam dostawcy. - Głodny? - zapytałam Logana.
- Czytasz mi w myślach? - zaśmiał się szatyn.
- Niestety takich zdolności nie mam - powiedziałam i posłałam mu uśmiech. - To poczekaj chwilę, tylko przyniosę ci tą wodę i możemy jeść.

  >>> Z perspektywy Logana <<<
 
Rose była słodką i do tego piękną dziewczyną. Zakochałem się w niej, gdy tylko ją zobaczyłem. Kocham gdy się uśmiecha i śmieje. Ale dziś jej tego brakowało. Była smutna. Chciałem i nadal chcę, jej pomóc. 
- No dobra - powiedziała i podała mi do ręki kubek z wodą. - Możemy jeść - i położyła na stoliku obok pudełko z pizzą.
- Dziękuję - Powiedziałem. 
Jedliśmy w ciszy. Ale w końcu musiałem się odezwać i coś powiedzieć. Nie znosiłem ciszy.
- Rose.. co się stało? Przecież widzę, że coś cię dręczy.
- Nic po prostu.. - zacięła się, a po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. - Mam dosyć samotności. A teraz jeszcze ta cała sytuacja z Dave'm. - powiedziała i wybuchła płaczem.
- Przykro mi Rose.. - Powiedziałem, a ona wpadła w moje ramiona. Przytuliła się, a ja szybko odwzajemniłem uścisk. - Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie wiem Logan. Nie wiem.
- Z tą samotnością, to o co chodzi? Pewnie masz masę znajomych, którzy ci pomagają. - Powiedziałem, a ona delikatnie się odsunęła.
- Właśnie nie mam. Z rodzicami prze prowadziliśmy się tu niecałe dwa miesiące temu. Miesiąc temu moi rodzice zginęli. Od tamtej pory zostałam sama.
- To okropne. A rodzina? Nie masz nikogo?
- W tym właśnie problem, że nie.
- Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale w jaki sposób zginęli twoi rodzice?
-  W wypadku samochodowym. Tir na nich wjechał. Nawet nie mieli szans na przeżycie. - I rozpłakała się na nowo. Przytuliłem ją i próbowałem pocieszać.
- Może się przejdziemy co? Mnie osobiście spacer zawsze pomagał.
- Przepraszam Logan, ale nie mam siły. Jestem zbyt zmęczona.
- To może ja pójdę, a ty pójdziesz spać?
- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale mógł byś zostać? Nie chce znów być sama..
- Rose, może na te parę dni wrócisz jednak do nas co? U nas zawsze masz wsparcie.
- Mogłabym?
- Pytanie.. oczywiście, że tak. Lec się spakować i choć.

>>> Z perspektywy Rose <<<

Logan był taki opiekuńczy, słodki i taki przystojny. Gdy poznajemy się bardziej, czuję że w jego objęciach mogła bym zostać na zawsze. Zdaje mi się, że się... zakochałam...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
 Za to, że tamten był taki krótki, coś dłuższego :)
Przepraszam że dodaje notki o tak później porze, ale tylko wtedy mam czas. ;p

Dziękuję wszystkim co czytają mojego bloga! I zapraszam jutro na nowy rozdział :)
Tym razem postaram się dodać go jakoś wcześniej ;

3 komentarze:

  1. Boski rozdział ten jaki i poprzednie :) Dave to pacan i tyle.Czekam z niecierpliwością na więcej. <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, że Logan i Rose będą razem.. Boże kocham to, kocham !! <3333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. O... Jakie to słodkie! Oboje mają się ku sobie! ;** Szybko dodawaj nn bo nie wytrzymam!! :D To moje gg. 42250409 napisz jak dodasz :)

    OdpowiedzUsuń